Objęty dwoma konarami
tworzę rozgałęzienia
jedno – w poezję
drugie – w tak zwane codzienne życie
czas działa na moją korzyść
rosnę i pnącze wzrasta we mnie
poczucie zrozumienia
jestem pierwotnym stanem twojego
wygonu hale tak bliskie memu
rozumowi – opracowują systemy
podaży i sprzedaży mleko
wciąż drożeje choć ze mnie baran życia
i koziołek matołek wiem
że świeża jedlina uszlachetni srodze
zatwardziałe centra
jestem partyjnym władyką
dobrego sadu i smaku
świat nieskalany – dziś w chlewie życia
tak bliski rewanżu na gałęziach
potrząsanych przez deszcz
zatrzymuje mnie wiatr wplątując
w coraz dłuższe aleje
spaceruję po skwerach ogrodach
klombach i widzę piękno oświeceniowych
idei i urobku na czystym sercu klnąc – stałem
się drzewem którego się
nie przesadza
i człowiekiem któremu starość
zamknęła oczy na pniu uczuć
zostawiłem ziemię i kobietę kochaną
wydany jako syn tej ziemi
staram się wstrzymać oddech ulepić z gliny czystą ideę – wszystko
i na wszystkie znamiona słowa
mówionego zadepczeć miejsce
w kanonie