W gwiździe, w szepcie jest intencja złożona z owoców miłości
– kwaśnych pod kruszonką, a jednak palą się uszy w gardle…
bo dźwięk rozchodzi się z pokolenia na pokolenie, szansa
na popiół w piecach o oddechu cięższym niż Boga, który
tworzył arkany nad przylądkami dobrej nadziei. Zanim znajdą
klucz do gór wytartych ideą i snopem, który padł by nie
urazić pastwiska. Rozstrzelone gwiazdy na ziemi prywatne
szturmy, bardziej zatwardziałe niźli kamień. Samym wzrokiem
zjedzone popołudnia, w których farba nie zdążyła jeszcze
zaschnąć, na sztaludze z obrazem września, kiedy kłamali
wnuki smaków. Kropelka osiadła – precz z nitką płótna! Nie
zmieścimy się na tym samym promie w uśmiechu
Człowieczym