oddałem zmęczenie tchu
i podporę podczas wspinaczki na partię rys
twojej twarzy zmartwychwstałych od trosk jednego żalu
wpuszczam zimno
w wersy
potomek deszczu na palcach
wyliczonych kropel
z kącika ust materii
bez barier
odsiecz przyjdzie z ostatniej linii
obrony stojąc na zewnątrz masz ten przywilej luksusu
słodkiego snu i śniadania
po zbrodni
przeciw poetom
i cienia padającego nawet przez całe życie na wiersze pisane po zmroku
sercem i duszą
duszę się w tezie i hierarchii,
że najważniejsze jest jeszcze nie wypowiedziane
ale wiem, że każdy starzec boi się
ponownego stworzenia
co jest naturalne i wybaczalne
naiwność dwudziestego wieku
odpuść ale wyśmiany przez huragan
uwadzony argumentami
jak kulą zimową
bo palce marzną rzucone w przełęcz między wzruszeniem a dominantą
kartka wysłana do słońca –
pozdrawiam dzieci
nawet najmniejszej miłości